Relacjom i opisom zbrodni II wojny światowej zawsze towarzyszą szok i przerażenie. Lektura „Góry Tajget” Anny Dziewit-Meller nie jest wyjątkiem. Nie otrzymujemy tu jednak typowej relacji, ale wstrząsającą powieść z pytaniami o odradzanie się zła i o pamięć.
„Góra Tajget” Anny Dziewit-Meller jest powieścią
niezwykle poruszającą. Ostrzegam, że opisane w niej zdarzenia nie pozostają bez
wpływu na kondycję psychiczną czytelnika. Mojej lekturze towarzyszyły ogromne emocje. Przyjmując kolejne dawki tekstu, zaczynałem siebie pytać, czy bardziej przeraża mnie cierpienie ofiar, czy okrucieństwo i bezkarność zbrodniarzy.
Tematów tej książki jest wiele. Sprowadźmy je jednak do wspólnego mianownika. Mam na myśli losy
śląskich ofiar II wojny światowej i ich katów oraz pamięć o
nich. Poszkodowanymi są głównie najsłabsi: dzieci, kobiety,
starcy i niepełnosprawni. Zbrodniarzami niemieccy faszyści i ich naukowcy, a także żołnierze Armii Czerwonej.
Powieść zawiera śląskie
echa zaplanowanych, zbrodniczych operacji totalitarnych reżymów oraz spontanicznych i tragicznych odpowiedzi na nie. W większości
zapomnianych lub celowo ukrywanych. Przede wszystkim mam na myśli akcję T4, wdrażaną w okresie II wojny światowej na terenie III Rzeszy,
a więc i Śląska. Ta półoficjalna, a w ostatnim okresie jej
trwania utajniona akcja, polegała na zabijaniu dzieci i starców przez podawanie ekstremalnych dawek luminalu.
Zbrodniczą akcję T4 realizowano też w szpitalach psychiatrycznych Górnego Śląska, na przykład w Lublińcu. Historia Ryśka opisana w „Górze Tajget” Anny Dziewit-Meller dowodzi, że wskazania do umieszczenia dziecka w szpitalu psychiatrycznym, bywały zwyczajnie fałszowane.
Zbrodniczą akcję T4 realizowano też w szpitalach psychiatrycznych Górnego Śląska, na przykład w Lublińcu. Historia Ryśka opisana w „Górze Tajget” Anny Dziewit-Meller dowodzi, że wskazania do umieszczenia dziecka w szpitalu psychiatrycznym, bywały zwyczajnie fałszowane.
W powieści doszukamy się także nawiązań
do wydarzeń znanych pod takimi pojęciami, jak Tragedia Górnośląska i Noc w Wildenhagen. W ostatnich latach są szerzej wspominane. Tragedia Górnośląska to m.in. masowe zatrzymania śląskich młodzieńców i mężczyzn w obozach, a
następnie ich wywózka do Związku Radzieckiego na przymusowe roboty w
hutach i kopalniach. Komuniści uznali Ślązaków za Niemców. Taki los w „Górze Tajget” spotyka Aloisa.
Jego siostrę Zefkę i inne kobiety w
rodzinnym miasteczku dosięga równie okrutny los. Tuż po
wkroczeniu Armii Czerwonej, żołnierze dokonują na nich masowych
gwałtów. Część dziewcząt ich uniknęło. Tylko dlatego, że popełniły
samobójstwo lub zostały zabite przez inne kobiety tuż przed
wkroczeniem do ich domów i gospodarstw czerwonoarmistów. Najbardziej znane tego typu zdarzenia w historii II wojny światowej, choć wcale nieodosobnione, są te z Wildenhagen (Lubina).
W powieści Dziewit-Meller przerażają nie tylko
zbrodnie, jej formy i ich skala, ale również brak pociągnięcia do
odpowiedzialności sprawców. Dotyczy to zarówno strony niemieckiej,
jak i radzieckiej. Profesor Luben (postać fikcyjna w książce, ale
mająca pierwowzór w rzeczywistości), psychiatra, która
prowadziła zbrodnicze eksperymenty na dzieciach w szpitalach III Rzeszy, przeszła denazyfikację i dożyła sędziwych lat w Republice Federalnej Niemiec jako szanowany naukowiec. Natomiast zbrodnie Armii
Czerwonej na ludności cywilnej także do dziś nie zostały
rozliczone. W Rosji ciągle obowiązuje stalinowska zasada przytoczona w „Górze Tajget”:
„Trzeba zrozumieć, że Armia Czerwona nie jest idealna. Ważne, że bije się z Niemcami – i bije się dobrze, a reszta nic nie znaczy”.
Trud Anny Dziewit-Meller w
podjęciu tych trudnych tematów, przypomnieniu tragicznych losów
Ślązaków był ogromny. Dla mnie najbardziej wartościowe, a zarazem i
dyskusyjne w przypadku tej powieści, jest nadanie opisanym wydarzeniom pewnego wymiaru uniwersalnego. Jakby Anna Dziewit-Meller zapraszał nas do rozmowy o cykliczne naturze historii. Zarówna ta pisanej z wielkiej litery, jak i tej w wymiarze osobistym.
Zauważmy zresztą, że nazwa "utopia", tłumaczona z greckiego jako "miejsce, którego nie ma", koresponduje ze słowami i postawą doktor Luben w powieści. To ona przypomina rozmawiającemu z nią dziennikarzowi opowieść Plutarcha o tym, co Spartanie robili w masywie Tajget. Jednocześnie profesor Luben zaznacza, że mamy do czynienia z legendą i sugeruje tym samym reporterowi, że akcja T4 w III Rzeszy nigdy nie miała miejsca.
Uniwersalne, ponadczasowe i ponadterytorialne są mechanizmy zła, ale i wypierania go z pamięci. Anna Dziewit-Meller, wbrew swojej bohaterce (a może raczej antybohaterce?), umieszcza nazwę masywu Tajget, w tytule książki. Z kolei w kilkustronicowym autorskim komentarzu wyjaśnia, że opisane w powieści fikcyjne historie i postacie miały odzwierciedlenie w rzeczywistości. Mit okrutnej Sparty odrodził się m.in. w III Rzeszy.
Dla mnie uniwersalistyczna wymowa "Góry Tajget" wpisuje się w dyskusję o tym, czy zbrodnie III Rzeszy były wyjątkowym okrucieństwem w historii ludzkości. W Niemczech po II wojnie światowej wielokrotnie na ten temat debatowano. Warto w tym kontekście przytoczyć chociażby głośne pod koniec lat 80. XX wieku artykuły "O przeszłości, która nie chce przeminąć" Ernsta Noltego i "Sposób zacierania winy" Jürgena Habermasa.
Co dokładnie rozważali w swoich tekstach intelektualiści niemieccy, mam nadzieję opisać na Buchsilesii w innym czasie. Wspominając jednak tę dyskusję, chciałem wskazać, jak jest ona ważna. Dla wszystkich, a więc także dla Polaków, Niemców, Ślązaków, wreszcie Żydów i innych nacji. Toczy się od lat.
Istotą tej debaty jest określenie naszych jednostkowych, ale i etnicznych tożsamości. Odpowiedzi na podstawowe pytania związanych z naszą egzystencjalną kondycją po zbrodniach II wojny światowej. I te pytania ciągle wracają. Nawet wiele lat po epoce Hitlera i Stalina.
Wspomniana dyskusja o tym "jak żyć po trumnie II wojny światowej" jest problemem nie tylko intelektualistów. W "Górze Tajget" Anny Dziewit-Meller pytania o przeszłość i o pamięć o niej dopadają również śląskiego aptekarza Sebastiana i jego rodzinę. Ujawniają się niespodziewanie, w codziennym zabieganiu o doczesne sprawy.
Jak sobie z tą wojenną traumą radzimy współcześnie? Czy ma ona dla nas znaczenie? Czy potrafilibyśmy zapobiec złu? To m. in. z takimi dylematami trzeba się zmierzyć podczas czytania "Góry Tajget".
Bardzo polecam lekturę tej książki.
Anna Dziewit-Meller "Góra Tajget"
Wydawnictwo Wielka Litera
Warszawa 2016
Ocena książki: 5 (w skali od 1-6)
Bardzo dobra recenzja. Gratuluję i dziękuję za informacje o tej książce, bo kreciłam się wokół niej i nie wiedziałam czy po nią sięgać.
OdpowiedzUsuńDziękuję za pierwszą, pozytywną opinię. To działa motywacyjne. Cieszę się, że recenzja się przydała. Pozdrawiam
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKrzysiu, przekonałeś mnie, właśnie kupiłam ebooka.
OdpowiedzUsuńTo chyba znak, że recenzja jest b.dobra.
Czekam na więcej!
Bardzo się cieszę i dzięki Magda. Nie napiszę jednak miłej lektury, bo książka wzbudza zgoła inne emocje. Pozdrawiam.
Usuń